Conrad Estates - zdecydowanie nie polecam!!!
Napisane: 21 lut 2009, 17:30
Wybierając, wydawoło by się, jakąś profesjonalną agencję można liczyć na przynajmniej nie olewjące podejście do klienta- jednak nie w przypadku Conrad Estates z siedzibą w Handswoth Wood. Na początku wszystko wygląda ok, normalne biuro, nie gdzies w domowym pokoju, firmowe auta, życzliwe słowa agentów itp. Wszystko do momentu gdy coś się nie stanie.
Opiszę w skrócie naszą systuację.
Pewnego ranka wyszliśmy do pracy przed 7:00 jak zwykle zostawiajac puste mieszkanie. Wróciliśmy spowrotem troszkę wcześniej, przed 16:00. Otwierając drzwi do mieszkania zalała nas woda wydobywająca się z jego wnętrza. Jak sie później dowiedziliśmy od sąsiadki, woda zaczęła wlewać się do mieszkania może ok 10min po tym jak zatrzasneliśmy za sobą drzwi rano. Wewnątrz ściany pękła rura z zimą wodą. A wydawało by się że w nowym budownictwie to takie przypadki będą żadkością - duża pomyłka. Całe mieszkanie zalane, ani jednego suchego konta, wszędzie powyżej 6 cm wody... nie mówię już o zniszczonych meblach, urządzeniach itp. Nic, szukam szybko zaworu... nie ma. Nikt z agencji nas nie poinformawał gdzie on jest, a był... pod wjazdem na parking! Dzwonie szybko do agencji że trzeba by tu wodę szybko zakręcić. Przyjechała 1 osobowa ekipa po 45 minutach. Ok, woda zakręcona. Masz pompę pytam ci..a? , w końcu van cały zawalony jakimiś sprzętami.miał tylko miotłę. Szkoda tylko że w całm mieszakniu była podłoga z paneli. Wiadomo że wszystko do wymiany będzie. Gdy woda została usunieta z mieszkania rozmawiam z szefem ekipy panów z Indii (jak się pózniej okazało ekipa liczy jednak więcej wspaniałych fachowaców! ), ponieważ to on jest właścicielm miszkań w całym bloku a agencja to tylko agencja, nigdy nic nie może bez jego zgody. Przekonywał żeby zostac w mieszkaniu bo nie ma innych zastępczych w tym momencie (choć obok w klatce były jeszcze dwa takie same wolne no ale to podobno dla przyszłych nowych lokatorów którzy zechcą je oglądnąć - to słowa agencjii). Ponoć na drugi dzień mieli chłopcy wziąć sie do roboty i naprawiać straty. Na drugi dzień po oględzinach stwierdzili że podłoga musi najpierw wyschnąć i wrócą zabaczyć za tydzień. Po tygodniu że czekają na decyzję z ich firmy ubezpieczeniowej, a po dwóch że podłoga jest za droga!!! W między czasie panele powyginały się w każdą możliwą strone a w kilku miejscach wyrósł grzyb, jak mech pomiędzy betonowymi płytami chodnikowymi. Od momentu tego akcydentu żądaliśmy od agncji podonego mieszkania zastępczego, lub nawet na stałe. Po pierwszym nie zapłaconym rencie tel. z agencji dlaczego nie płacimy. A zo co? Z to g.... a nie mieszkanie!? po wytłumaczeniu zaczęto nam szukać czegoś. Dostaliśmy po ponad 1 miesiącu podone mieszkanie zastępcze. Miało być na dwa tygodnie. Warunkiem było zabranie z mieszkania wszystkich rzeczy i w miarę możliwości mebli. W tym czasie mieszakanie zostanie naprawione. Po tygodniu od przeprowadzki nikt nie podjął się pracy. Nie zapłaciliśmy za kolejny miesiąc i dopiero wtedy było nam dane rozmawiać z szefem agncji. Nie wiedział tak napradę co jest grane z mieszkaniem. Po obejżeniu zdjęć mieszkania obiecał niezwłoczną jego naprawę tylko prosił o wpłatę chociaż za jeden zaległy miesiąc - dostał, w końcu ile tak można czekać aż ktoś się ruszy! Faktycznie ekipa pojawiła sie w mieszkaniu. Wszedłem tam i pokazałem, co jest do roboty, tak że nie było wytłumaczenia iż oni nie wiedzą co trzeba zrobić. Po tygodniu intensywnej pracy ekipy remontowej pani z ich "bazy" dzwoni że można się śmiało wprowadać, tym bardziej że nowi kliencji już czekają na mieszaknie które aktualnie tymczasowo zajmowaliśmy. Wrociliśmy... w mieszkaniu zostały pomalowane ściany, choć i tak były śnieżno białe, a przecież k.... powódź to nie pożar. Podłogę trzeba było zrobić!!! Nie wytrzymaliśmy i zmieniliśmy lokum i landlorda.
W miedzy czasie żona była ciągle chora bo jest alergiczką, szczególnie jęśli chodzi o grzyby i pleśń.
Zrobiliśmy testy w Polsce żeby mieć papierki w razie problemu z oddaniem depozytu przez agencję (o co dalej walczymy).
Ku przestrodze - z dala od tej agncji (a do tanich też nie należy)!
Opiszę w skrócie naszą systuację.
Pewnego ranka wyszliśmy do pracy przed 7:00 jak zwykle zostawiajac puste mieszkanie. Wróciliśmy spowrotem troszkę wcześniej, przed 16:00. Otwierając drzwi do mieszkania zalała nas woda wydobywająca się z jego wnętrza. Jak sie później dowiedziliśmy od sąsiadki, woda zaczęła wlewać się do mieszkania może ok 10min po tym jak zatrzasneliśmy za sobą drzwi rano. Wewnątrz ściany pękła rura z zimą wodą. A wydawało by się że w nowym budownictwie to takie przypadki będą żadkością - duża pomyłka. Całe mieszkanie zalane, ani jednego suchego konta, wszędzie powyżej 6 cm wody... nie mówię już o zniszczonych meblach, urządzeniach itp. Nic, szukam szybko zaworu... nie ma. Nikt z agencji nas nie poinformawał gdzie on jest, a był... pod wjazdem na parking! Dzwonie szybko do agencji że trzeba by tu wodę szybko zakręcić. Przyjechała 1 osobowa ekipa po 45 minutach. Ok, woda zakręcona. Masz pompę pytam ci..a? , w końcu van cały zawalony jakimiś sprzętami.miał tylko miotłę. Szkoda tylko że w całm mieszakniu była podłoga z paneli. Wiadomo że wszystko do wymiany będzie. Gdy woda została usunieta z mieszkania rozmawiam z szefem ekipy panów z Indii (jak się pózniej okazało ekipa liczy jednak więcej wspaniałych fachowaców! ), ponieważ to on jest właścicielm miszkań w całym bloku a agencja to tylko agencja, nigdy nic nie może bez jego zgody. Przekonywał żeby zostac w mieszkaniu bo nie ma innych zastępczych w tym momencie (choć obok w klatce były jeszcze dwa takie same wolne no ale to podobno dla przyszłych nowych lokatorów którzy zechcą je oglądnąć - to słowa agencjii). Ponoć na drugi dzień mieli chłopcy wziąć sie do roboty i naprawiać straty. Na drugi dzień po oględzinach stwierdzili że podłoga musi najpierw wyschnąć i wrócą zabaczyć za tydzień. Po tygodniu że czekają na decyzję z ich firmy ubezpieczeniowej, a po dwóch że podłoga jest za droga!!! W między czasie panele powyginały się w każdą możliwą strone a w kilku miejscach wyrósł grzyb, jak mech pomiędzy betonowymi płytami chodnikowymi. Od momentu tego akcydentu żądaliśmy od agncji podonego mieszkania zastępczego, lub nawet na stałe. Po pierwszym nie zapłaconym rencie tel. z agencji dlaczego nie płacimy. A zo co? Z to g.... a nie mieszkanie!? po wytłumaczeniu zaczęto nam szukać czegoś. Dostaliśmy po ponad 1 miesiącu podone mieszkanie zastępcze. Miało być na dwa tygodnie. Warunkiem było zabranie z mieszkania wszystkich rzeczy i w miarę możliwości mebli. W tym czasie mieszakanie zostanie naprawione. Po tygodniu od przeprowadzki nikt nie podjął się pracy. Nie zapłaciliśmy za kolejny miesiąc i dopiero wtedy było nam dane rozmawiać z szefem agncji. Nie wiedział tak napradę co jest grane z mieszkaniem. Po obejżeniu zdjęć mieszkania obiecał niezwłoczną jego naprawę tylko prosił o wpłatę chociaż za jeden zaległy miesiąc - dostał, w końcu ile tak można czekać aż ktoś się ruszy! Faktycznie ekipa pojawiła sie w mieszkaniu. Wszedłem tam i pokazałem, co jest do roboty, tak że nie było wytłumaczenia iż oni nie wiedzą co trzeba zrobić. Po tygodniu intensywnej pracy ekipy remontowej pani z ich "bazy" dzwoni że można się śmiało wprowadać, tym bardziej że nowi kliencji już czekają na mieszaknie które aktualnie tymczasowo zajmowaliśmy. Wrociliśmy... w mieszkaniu zostały pomalowane ściany, choć i tak były śnieżno białe, a przecież k.... powódź to nie pożar. Podłogę trzeba było zrobić!!! Nie wytrzymaliśmy i zmieniliśmy lokum i landlorda.
W miedzy czasie żona była ciągle chora bo jest alergiczką, szczególnie jęśli chodzi o grzyby i pleśń.
Zrobiliśmy testy w Polsce żeby mieć papierki w razie problemu z oddaniem depozytu przez agencję (o co dalej walczymy).
Ku przestrodze - z dala od tej agncji (a do tanich też nie należy)!