ale..to nie jest College, to sá prywatni nauczyciele.
Byc moze jest to i fajna sprawa (mala grupa, domowa atmosfera)niestety, cena wysoka!
Jezeli moge Ci cos podpowiedziec, to poprostu pochodz z mlodziencem po sklepach (nie po marketach oczywiscie), idzcie do biblioteki, wypozyczalni DVD, silowni itd i tam niech sie produkuje po angielsku (o ile sie odwazy).
My mielismy kiedys maloletniego kuzyna (z wizyta)i na poczatku sie nakrecil, ze bedzie mogl podszkolic jezyk, zabralismy go na bazar w centrum (idoor market)szybciutko sie zniechecil jak nic nie rozumial i jego nie rozumieli;)potem ktos o cos go spytal w autobusie i porazka, nic nie wystekal z siebie bo spanikowal...:):)
Birmingham akurat nie jest najlepszym miejscem do nauki jezyka angielskiego (gdy przyjezdzasz tu na chwile)wielu nie moglo na poczatku ,,zatrybic''tego ich brumi...lub zlepku roznych akcentow (jednak rozni sie to od tego czego ucza w Polsce).
Rozmowy z rowiesnikami..hm!
Ja pamietam, ze jednymi z pierwszych slów ktore uslyszlam od mlodziezy na przystanku autobusowym bylo cos w stylu F.....bus driver (przepraszam Panów kierowców)..:)..
Tak, przydalyby sie tu jakies kluby dla mlodziezy (ktora bezsensownie sie wloczy po ulicy w czasie wakacji lub ,,shoppinguje''),takie w ktorych mogliby dyskutowac itd, wtedy nie balabym sie puscic tam kuzyna.